Dziś zapraszam was na recenzję wyjątkowej książki, której najprawdopodobniej nie spodziewaliście się u mnie (a przynajmniej nie spodziewali się Ci, który śledzą na bieżąco czytane przeze mnie pozycje). Także tak dziś na blogu gości romans, choć nie do końca, ale o tym zaraz! :)
Informacje podstawowe:
Autor: Alessio Puleo
Tytuł: Moje serce należy do ciebie (org. "Il mio cuore ti appartiene")
Wydawnictwo: Muza
Polska Premiera: 11 maj 2016
Liczba stron: 384
Opis książki według mnie:
Mamy tutaj dwójkę nastolatków: Alexa i Ylenię, których nie łączy absolutnie nic. Nawet kraj. Każde z nich zmaga się ze swoimi demonami. Chłopak ma fatalne oceny, ojciec jest dla niego okrutny, matki już dawno z nimi nie ma, babcia świruje, a jakby tego było mało w szkole rozeszły się niezbyt pochlebne plotki na temat Alexa. Z kolei Ylenia jest z pozoru zupełnie normalna (jak prawie każda bohaterka literacka). Ma cudowną, kochaną i bardzo bogatą rodzinę. Najlepsza przyjaciółka i chłopak zawsze potrafią poprawić jej humor. Szkołą nie ma co się przejmować, bo jej oceny są rewelacyjne. No co tu dużo mówić: sielanka! Jednak najlepsze dopiero przed nami, kiedy te dwa światy się zetkną, a bohaterowie spotkają, niczego nie możemy być już pewni. Nagle idealne życie dziewczyny lega w gruzach, a najbardziej buntowniczy i (z pozoru troszkę) toksyczny chłopak okazuje się najlepszym oparciem w trudnych chwilach.
Co sądzę ja?
Na początku wspomniałam, że recenzja tej książki może być trochę dziwna, bo ja raczej nie czytam romansów. Niby można to podpiąć pod powieść młodzieżową, a takich czytam więcej, ale jednak w pewien nie wyjaśniony sposób ta książka jest dla mnie powieścią niecodzienną. Zresztą pewnie bym jej nie kupiła, a co za tym idzie nie przeczytałabym, gdyby nie promocja w biedronce i TAK kupuję książki w Biedrze i jest to dla mnie jak najbardziej okay. Także przez kompletny przypadek odnalazłam chyba naprawdę coś dobrego ;)
Może wyjątkowość tej powieści kryje się pod jej pochodzeniem? W swoim życiu przeczytałam masę amerykańskich książek, mniej ale jednak polskich, tymczasem włoskie historie to dla mnie odmiana, miła odmiana. Pewnie większość z was kojarzy Federico Moccia, który napisał "Trzy metry nad niebem", w sumie chyba najpopularniejszy włoski romans dla młodzieży. Otóż napisał on przedmowę do powieści Puleo.
Przepraszam was jeśli ta recenzja okaże się strasznie chaotyczna, ale ja nadal nie potrafię zebrać myśli po lekturze. W opisie nie wspominałam za dużo o chorobie Ylenii, ale nie wiem co tu jest do napisania. Dziewczyna cierpi na nieuleczalną chorobę serca, która odmienia jej całe życie. W tajemnicy jest zmuszona przeprowadzić się do innego kraju, do Włoch. Stara się tam na nowo poukładać swoje niegdyś cudowne życie. Dzięki Alexowi i Virginii dziewczyna dostrzega, że jej dawne życie było fikcją. Tymczasem nowe wcale nie wydaje się lepsze...
"Czasem tak już jest: wystarczy kogoś przytulić, by wymazać wszelkie ślady żalu i niechęci."
To co najbardziej podoba mi się w tej historii, to jej przesłanie. Z jednej strony jest to po prostu romans dwójki bohaterów, których dotyka w bliższy lub dalszy sposób nieuleczalna choroba. Tak naprawdę ta cała książka jest tylko wstępem do dalszej dyskusji, może rozmyślań. Porusza dużo trudniejszych tematów. Na przykład problem ze zbyt małą ilością narządów do przeszczepu. W tym przypadku gra toczy się o nowe serce. Co zresztą najlepiej ukazuje zakończenie, które jest... och! cudowne! Ale nie o nim, bo nie chcę spoilerów. Po prostu warto przeczytać tę książkę choćby dla samego zakończenia. Poza tym absolutnie kocham Posłowie napisane przez osobę z Włoskiego Stowarzyszenia Na Rzecz Dawstwa Narządów, po przeczytaniu całej historii Ylenii to była totalna miazga!
"Odcinanie się od ludzi, których kochasz, nie służy ani im, ani tobie. I tak będzie im bez ciebie źle. Co gorsza, poczują się zdradzeni, bo nie zostali uznani za godnych zaufania. I będą czuli się winni, że nie byli przy tobie, chociaż chcieli."
PODSUMOWUJĄC: Napisałam już większość tej nie ogarniętej recenzji, tymczasem nadal nie zebrałam do końca myśli co mogę wam tutaj na końcu zaproponować. Po prostu uważam, że warto przeczytać tą książkę niezależnie od tego po jakie gatunki zwykle sięgacie. Serio nawet nie dla samej ciekawej historii, czy dla fajnych bohaterów, ale po to aby po lekturze, odłożyć książkę i pomyśleć. Zastanowić się nad tym jak istotne w życiu jest zdrowie i jak niezwykle łatwo można je stracić. Temat jest trudny, ale autorka tak zgrabnie porusza się na różnych płaszczyznach tej powieści tzn. raz mamy romans, następnie nawrót choroby, a potem wątek niezwykle wspierającej przyjaźni. Mogłabym się pokusić nawet o tezę, że ta książka jest idealnym złotym środkiem. Nie przytłacza, czyta się ją naprawdę lekko i przyjemnie, a jednocześnie jeśli tylko mamy ochotę możemy znaleźć w tej historii drugie dno, coś nad czym warto się dłużej zastanowić.
Koniecznie dajcie znać czy czytaliście i czy wam się podobała, a może macie w planach po nią sięgnąć? Sekcja komentarzy jest dla was!
Ps. Pamiętajcie, że to jest tylko moja opinia i bardzo szanuję waszą. Proszę i was o uszanowanie mojej.
To by było na tyle, trzymajcie się i cześć!
Nic mi nie wiadomo o autorze ani ksiazce - ciekawie piszesz. Milo sie czytalo ale mnie nie przekonalas do siegniecia po pozycje 😉 moze nastelnym razem!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Mam nadzieję, że uda mi się następnym razem ;)
Usuńhmmm nie znam ani autora ani tej książki, choć wydaje się być całkiem ciekawa.
OdpowiedzUsuńMi niestety się nie podobała ;c Byłam zawiedziona i spodziewałam się czegoś lepszego. Kiedy czytałam od razu przeczuwałam co się wydarzy i ani trochę moje przeczucie mnie nie zmyliło. Zakończyła się dokładnie tak jak myślałam. Polecam Ci książkę "Dar Serca - Lurlene McDaniel" też dotyczy choroby serca ;) Może Ci się spodoba tak jak i mi :) :D
OdpowiedzUsuńNo w sumie ciężko byłoby nie domyślić się zakończenia ;)
UsuńDziękuję za polecenia i pozdrawiam <3
Lubię takie lekkie powieści :) U mnie czeka na półce na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńW takim razie jeszcze raz zachęcam do przeczytania i pozdrawiam :)
UsuńNie przepadam za takimi książkami, ale recenzja ciekawa.
OdpowiedzUsuńwww.mojaszkolaangielskiego.wordpress.com
ja trochę z innej strony-Tosiu świetnie, że zdecydowałaś się założyć bloga i rozwijasz swoją pasję pisząc recenzje- ja uwielbiam książki medyczne i psychologiczne, ale myślę, że z każdej można coś wyciągnąć, każdy ma swoje spostrzeżenia- trzymam za Ciebie i Twojego bloga kciuki, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKsiążka musiała wywołać u Ciebie dużo emocji, jak widzę po recenzji :)
OdpowiedzUsuńZwykle nie zaglądam do takich tytułów, ale przyznam, że mnie zaintrygowałaś. Tematyka narządów do przeszczepu jest bardzo ważna, ale wciąż pozostaje w jakiejś przestrzeni tabu. Nie lubimy o tym mówić, nie nosimy ze sobą oświadczeń, które pozwolą pobrać od nas narządy, jako rodzina zmarłego nie życzymy sobie "rozbebeszania" naszych najbliższych zmarłych... Bo nie umiemy się postawić w sytuacji potrzeby, która stanowi o życiu lub śmierci.
nie czytałam i raczej po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTytuł posta jest cudowny! Masz talent, parabatai. :)
OdpowiedzUsuńA co do całości recenzji - GENIALNA! Książka wydaje się smutna, ale takie książki są wyjątkowe ze względu na ich niesamowity przekaz. A ta, po twoich słowach wnioskując, zawiera też nie banalny motyw romatyczny :) Pozdrawiam!
* romantyczny ;)
Usuń