Witam was na moim zaksiążkowanym fragmencie internetu!
Dziś odchodzimy od thrillerów, które ostatnio gościły na moim blogu, za to mam dla was powieść młodzieżową, o której w okolicach premiery było dość głośno, prawie tak bardzo jak o samym autorze. Jego książki reklamowane są jako piękne, wzruszające i prawdziwie chwytające za serce opowieści o losach nastolatków zmagających się ze swoją orientacją, seksualnością, stratą, niezrozumieniem. Czy "Zostawiłeś mi tylko przeszłość" jest właśnie taką książką? Tego dowiecie się czytając moją recenzję.
Informacje podstawowe:
Tytuł: Zostawiłeś mi tylko przeszłość (org. History Is All You Left Me)
Autor: Adam Silvera
Wydawnictwo: Czwarta Strona (We need ya)
Premiera: 5 wrzesień 2018r.
Gatunek: literatura młodzieżowa
O czym jest książka?
Griffin to chłopak cierpiący na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, który jednocześnie jest ogromnym fanem popkultury. Jego przyjaciel i jednocześnie najbliższa mu osoba, Theo wierzy w liczne światy równoległe, na pewno również w ten, w którym żyje i chłopcy są szczęśliwi...
Niestety nie ma to racji bytu w naszej rzeczywistości, gdyż Theo opuszcza przyjaciela i to nie jeden raz. Zranił go wyjeżdżając na studia do Kalifornii, ale ostateczny cios zadał mu ginąc w straszliwym wypadku.
Griffin za wszelką cenę stara się nie poddawać, pozbierać się po stracie i wrócić do normalności. Jednak nieustannie jego myśli wędrują ku wspomnieniom, w końcu Theo pozostawił mu jedynie przeszłość... Na domiar złego jedyną osobą, która zdaje się rozumieć Griffina, jest chłopak Theo z Kalifornii. I tak od wroga stają się sobie bliscy, a Griffin zaczyna rozumieć, że żeby budować jakąś przyszłość, musi stawić czoło przeszłości. Przeszłości, która wydarzyła się naprawdę, a nie ta, którą chciałby pamiętać...
"Wiem, że podsłuchujesz. I powinieneś wiedzieć, że naprawdę się wkurzyłem, bo przysięgałeś nigdy nie umierać, a jednak oto leżysz w otwartej trumnie. A jeszcze bardziej boli świadomość, że to nie pierwsza złamana przez ciebie obietnica”.
Co sądzę ja?
O Adamie Silverze ostatnio było dość głośno, najpierw za sprawą "More happy than not" a ostatnio, także przez powieść "Zostawiłeś mi tylko przeszłość". Jego twórczość opiera się oczywiście o temat tolerancji, wątki LGBT i na pewno są to historie wzruszające i przepełnione emocjami, które pod koniec mają nam dać pozytywną energię i chęć do życia. Jednak czy to wszystko prawda? Postanowiłam się o tym przekonać czytając książkę Silvery i teraz wam troszkę o mojej przygodzie z tym autorem napiszę.
"Zostawiłeś mi tylko przeszłość" to historia, która wzrusza od samego opisu. Bo jak tu przejść obojętnie, gdy książka opiera się na długo wyczekiwanej i pełnej niedopowiedzeń miłości, fantastycznej przyjaźni i... ogromnej starty.
Za sprawą tej powieści mamy okazję poznać trójkę fantastycznych młodych chłopaków, z których każdy jest inny. Główny bohater Griffin od wielu lat cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, ma obsesję na punkcie liczb parzystych, Harrego Pottera oraz... Theo.
No właśnie Theo, chłopak od którego śmierci wszystko się zaczyna i który spaja nam historię Griffina z Jacksonem. Jackson z kolei jest logicznie rzecz biorąc wrogiem Griffina, natomiast co się stanie kiedy nastolatkowie postanowią się dogadać? Zdradzę tylko tyle, że robi się wtedy baaaardzo ciekawie.
Jak wszyscy wspominają chyba na każdym kroku, tak i ja muszę się zgodzić ze stwierdzeniem, że ta książka jest cholernie wzruszająca. Być może troszkę zawinił tutaj mój stan w jakim byłam w czasie czytania, natomiast było w tej historii coś niezrozumiałego dla mnie, co sprawiało, że łzy ciekły mi na potęgę. Praktycznie ten segment ze wspomnieniami Griffina dotyczącymi oczywiście Theo, był dla mnie nie do przejścia pod względem emocjonalnym i nie raz musiałam odłożyć na chwilę książkę i się uspokoić. Jednak kiedy tak odrzucę tą emocjonalną część i spojrzę chłodniejszym okiem na tę powieść to nagle nie jest już tak fantastycznie. Bo autor całkiem sprawnie opowiada historię, nie przynudza, nie pisze też źle, ale to wszystko wychodzi mu dość przeciętnie i schematycznie. Okej romans Griffina i Theo naprawdę mnie urzekł, ale to co autor postanowił zawrzeć w drugiej części tejże historii wywołało we mnie nie małego maidfucka. Nie chcę tutaj spoilerować, bo nie oto chodzi (jeśli ktoś ma ochotę podyskutować ze mną o tej książce to zachęcam do pisania na mój fanpage: Nerd Książkowy).
"Miałem zaszczyt zostać zniszczonym przez niego, dzięki czemu znaleźliśmy we mnie kogoś lepszego, prawdziwszego, niż osoba, którą udawałem."
Ja mam z tą książką dość spory problem, bo z jednej strony ona nie była zła, podobała mi się i miło spędziłam przy niej czas. Jednak ja chyba oczekiwałam, po tych wszystkich zachwytach, czegoś odrobinę lepszego no i nie jestem w stanie ukryć swojego rozczarowania. Jak wspominałam wcześniej, początek był całkiem niezły, gdzieś w połowie zaczęło się to trochę psuć, tak jakby autor miał dokładnie obmyślony początek i koniec ale potrzebował jakieś zapchaj dziury w środku. Końcówka, choć była bardzo irracjonalna i wręcz absurdalna to miała dla mnie sens. W końcu Griffin cierpiał na te zaburzenia, leczył się, więc ja tu nie oczekiwałam logiki. Aczkolwiek uważam, że autor tutaj bardzo popłynął i mógł sobie darować pewne sceny i zabiegi, bo ileż można? To mi przeszkadzało i trochę zabijało ten główny wątek radzenia sobie z żałobą. Bo żadnym spoilerem nie będzie, jeśli napiszę, że to jest raczej antyporadnik rodzenia sobie po stracie bliskiej osoby.
"Nie mogę nic więcej zrobić, poza znoszeniem kolejnych uderzeń pioruna. Nawet gdybym przestał rozmawiać z Theo, milczenie nie poskromi mojej wyobraźni”."
Podsumowując: Uczucia mam mieszane i dość długo wahałam się jaką ocenę postawić tej książce, ostatecznie zdecydowałam się na 4 no może z minusikiem za te usterki. Jeżeli jesteście fanami Silvery, bądź uwielbiacie wątki LGBT to ta książka powinna wam się spodobać, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jeżeli jednak szukacie książki o podobnym klimacie to bardziej polecałabym wam się zainteresować np. powieścią "Simon oraz inni homosapiens". A jeżeli w ogóle to nie są wasze klimaty to tym bardziej nic nie stracicie czytając. Nie czytałam drugiej książki tego autora, choć chętnie bym się za nią zabrała, samego autora nie skreślam i pewnie kiedyś jeszcze coś od niego przeczytam, w celu porównania do tej książki.
Bardzo dobra recenzja, książka raczej nie jest w moim guście, ale kto wie, może się skuszę ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Aż może same po nią sięgniemy? Pozdrawiamy i zapraszamy do nas, theajtwins
OdpowiedzUsuńNiestety, kompletnie nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńMam w tym roku plan, aby przeczytać jedną książkę miesięcznie - wpisuję ten tytuł na moją listę :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę!
OdpowiedzUsuń